sobota, 7 marca 2015

10. Rzucam ludźmi o ściany


P.S. Czytajcie przy tym Jak się skończy puścicie od nowa :P 
Kiedy Leo już sobie poszedł, uznałam, że to najwyższy czas na pójście spać. Przebrałam się, położyłam głowę na poduszce i zamknęłam oczy. Natychmiast przeniosłam się w magiczny świat snu, lecz tym razem nie dane mi było obudzić się z uśmiechem na ustach. Obraz który zobaczyłam napawał mnie. Widziałam na niebie jednocześnie Księżyc jak i Słońce. Niebo miało kolor świeżej krwi. Zobaczyłam, że na nieboskłonie widnieją dwa zwierzęta: srebrna łania i złoty wół. Nacierały na siebie, walczyły. Przeszukałam moje wiadomości o takich zwierzętach w mitologii. Artemida i Apollo. Chciałam ich zatrzymać, w jakiś sposób do nich podlecieć. Zrobić cokolwiek, aby tylko ich rozdzielić. Lecz wtedy usłyszałam ostry syk wydobywający się spod miejsca na którym stałam, co zmusiło mnie do spojrzenia w dół. Stałam na ogniu. Dosłownie. Zaczynałam się palić. Kiedy tylko płomienie dotarły do mojego ubrania ziemia otwarła się i spadłam w dół. Nie zdążyłam nawet krzyknąć. Jednak kiedy już uderzyłam o grunt nie byłam nawet poobijana. Powoli wstałam, rozglądając się dokoła. Stałam wśród pierścieni ognia a wokół mnie słyszałam czyjąś przyciszoną rozmowę. Wysiliłam słuch.
- Mój panie, nie możemy pozwolić, aby ta dziewczyna oddała Łuk Apollowi. To by wszystko zniszczyło...-powiedział zdecydowanie męski głos. Brzmiał jasno ja Słońce, aż nie mogłam uwierzyć, że taka osoba może być zła.
- Wiem o tym. Trzeba zadbać o jakiś wypadek, najlepiej na terenie Delf. To rozwścieczy Artemidę. Jej własna córka, ranna lub może nawet zabita na terytoriom jej brata? Pomyśl tylko o tym, takie pokłady nienawiści...- o, ten już bardziej brzmiał jak czarny charakter. Głos miał chrapliwy, ale w pewnym sensie słychać również było zmęczenie. Mężczyzna ciężko dyszał. Po chwili znów usłyszałam jego głos:- Chociaż nie musimy jej się do końca pozbywać... Możemy ciężko okaleczyć... Jeśli ją złapiemy zanim odkryje swoją niezwykłą zdolność może nam się przydać.
Po tych słowach obudziłam się. Co ciekawe nie leżałam na łóżku, tylko na podłodze. Musiałam spaść podczas snu. Przetarłam oczy i zebrałam się z podłogi. Usiadłam, kładąc dwa palce na szyję. Ten sen wiele mi powiedział. To jest jakaś większa intryga. W Delfach będziemy musieli uważać. I to bardzo. Byłam również bardzo zaskoczona zdaniem o moich nieodkrytych umiejętnościach. O co mogło w tym chodzić? Chciałam wstać do chłopaków i im o tym opowiedzieć, ale powstrzymałam się. Przecież obiecałam Diego, że rano będę miała jakiś plan co mamy zrobić. Wzięłam kartkę i długopis. Ponownie położyłam palce na szyi. Siedziałam tak przez dłuższą chwilę, aż w końcu napisałam:
1. Dopłynięcie do Delf.
2. Znalezienie świątyni, w której schowany jest Łuk
3. Unikanie potworów, o ile to możliwe
4. Unikanie bogów, ale jeśli już zaproponuje pomoc lepiej ją przyjąć
5. Dopłynięcie do Obozu w pełnym składzie, cali i zdrowi
Przyjrzałam się temu co napisałam. Brzmiało to bardziej jak poplątanie planu z zasadami, ale co tam. Dopiero wtedy pomyślałam o ubraniu się. Kiedy już to zrobiłam wzięłam do ręki kartkę i pobiegłam do jadalni.
- Diego! Leo!- wykrzyknęłam otwierając drzwi. Moim oczom ukazał się dziwny widok. Obaj półbogowie stali ze zaciętymi, wrogimi minami. Leowi zaczęła niebezpiecznie płonąć dłoń (zanim wyruszyliśmy powiedział i o jego wyjątkowej mocy),a woda w dzbanie zaczęła się unosić, jakby zgodnie z wolą Diega. Wyglądało to tak jakbym weszła w środek kłótni. Świetnie. Tylko tego mi brakowało: dwóch skłóconych towarzyszy podróży. Kiedy zobaczyli, że stoję w drzwiach, równocześnie usiedli i zaczęli się do siebie uśmiechać. Chyba nie widzieli ,że widziałam scenę przed chwilą. Rzuciłam w ich kierunku kartkę z planem/regulaminem. Żałowałam teraz, że nie dopisałam punktu "Zakaz kłótni". Usiadłam naprzeciw nich, starając się odgadnąć o co się kłócili. Kiedy nałożyłam sobie kawałek pizzy i nalałam coli odezwał się Diego:
- To wszystko?
Skinęłam głową, biorąc pierwszy kęs pizzy.
- Brzmi nieźle-powiedział syn Posejdona, uśmiechając się. O mało nie wypuściłam jedzenia z dłoni i nie spiekłam raka. To nie do pomyślenia, że tak reaguję na każdy jego miły gest w stosunku do mnie!
- Macie jeszcze jakieś punkty do zaproponowania?- zapytała, upijając łyk coli.
- Nie utopić się w zajebistości Leo? Co ty na to?- zapytał Leo, szczerząc do mnie zęby. Mimowolnie się roześmiałam.
- Może lepiej nie, Leo-odparłam, nadal się uśmiechając.
- Zakaz używania nadprzyrodzonych mocy na terenie statku?- zapytał Diego. Skinęłam głową i zapisał. Gdyby syn Hefajstosa nam się tu tak podekscytował, że spowodowałby samozapłon, to martwiłabym się o naszą podróż. Syn Posejdona jakby się wkurzył, też mógłby narobić wiele szkód. Ja jeszcze żadnych swoich mocy nie odkryłam, ale dzięki temu snu, wiedziałam, że jakieś mam. Chyba na samą myśl o tym zrzedła mi mina, bo Leo zapytał:
- Coś cię martwi Diano?
Nie chciałam znowu kłamać, więc szczerze opisałam m mój sen. Chłopcy wyglądali na... no cóż z lekka zaszokowanych.
- Jestem ciekaw jaką skrywasz moc-powiedzieli równocześnie, co znów wywołało mój uśmiech. Jednak od czasu do czasu w czymś się zgadzali.
- Ja sama tego nie wiem. Mam nadzieję ,że nie będzie jakaś taka bardzo zła-powiedziałam, dojadając pizzę i dopijając colę. Leo, wstał. Dotknął mojego ramienia z zamiarem odwrócenia mnie w jego stronę. Tak mnie tym wystraszył, że oprócz tego iż się obróciłam to szarpnęłam mocno dłonią z zamiarem dania napastnikowi z liścia, ale nawet nie dotknęłam jego twarzy . Lea jakby coś pociągnęło w kierunku zgodnym z ruchem mojej dłoni. Przywalił w ścianę obok. Spojrzałam z przestrachem na swoją dłoń. Co ja zrobiłam?! Leo powoli zbierał się z podłogi, a Diego podszedł do mnie, chcąc chyba mnie uspokoić, ale ja już byłam na skraju paniki.
- Nie podchodź do mnie! Nie chcę ci zrobić krzywdy!- wykrzyknęłam piskliwym głosem ,wyciągając ręce przed siebie w kierunku synów Posejdona i Hefajstosa. Odrzuciło ich na ścianę, na którą chwilę wcześniej trafił Leo. Patrzyłam to na nich, to na moje dłonie z coraz większym przerażeniem i paniką w oczach, które odmalowały się również na mojej twarzy. Nie wytrzymałam ani swoich uczuć, ani min chłopaków, chociaż jasno pokazywali ,że nie żywią do mnie urazy za rzucanie nimi o ściany. Wybiegłam z jadalni.
***
Sul,sul! Jak się podobało tym razem? Dedyk leci do Emili ^^ Osobiście sądzę,że to chyba jeden z moich najlepszych rozdziałów. Mam nadzieję,że Wam również się podobało ^^
Sonia

1 komentarz:

  1. Lololollloo xd xdxdxd
    Czy możesz mi powiedzieć dlaczegóż Leo kłócił się z Diegiem ?
    *Jak ja nie lubię synów Posejdona... To może przez Percy'ego? Mniejsza... Ale za to lubię Leo ;) W końcu jego ojciec to pan ognia, a ogień i Słońce jakoś tam się łączą xd Umiem się z nim dogadać xd A tak w ogóle to rozdział supeer :D*
    Nessi! To mój komentarz!
    Rozdział mi się jak zawsze spodobał ;) Sen Diany normalnie extra xd i czekaj, bo niedługo u mnie rozdział :D
    Paaa

    OdpowiedzUsuń