-Nie warto. To debilka-powiedział.
-Poza tym już prawie jesteśmy-dodała uspokajająco Ann, wskazując na zalesione tereny wokół nas. Westchnęłam i oparłam się o zagłówek siedzenia.
-Niech wam będzie-odparłam. Kiedy dojechaliśmy na miejsce zaskoczyło mnie to,że na stołach oprócz, jak zwykle, jedzenia i picia leżała PRAWDZIWA broń. Trochę mnie to zaniepokoiło.
-Proszę pani?-odezwałam się do nauczycielki obok.
-O co chodzi panno Davenpoth?
-To nie jest prawdziwa broń, prawda?
-Ależ oczywiście,że jest!-odparła z radością,klaszcząc w dłonie. Niektórzy ludzie są mocno dziwni... pomyślałam. Nastąpiło ogłoszenie grup. Ja byłam, dzięki Bogu z Ann i Percy'm. Chybabym się zabiła,gdybym miała przeżyć dwa tygodnie w lesie z Elizabeth lub jedną z tych jej szurniętych przyjaciółeczek. Pal licho,że się nienawidzimy, te baby nie nadają się do lasu! Jak któraś z nich zobaczy mrówkę to od razu piszczy i blaga pierwszą lepszą osobę o pozbycia się owada. Siły niebieskie,brońcie mnie przed takim losem! W każdym razie, kiedy już ogłoszono skład "drużyn" wszyscy rzucili się na stół z bronią,żarciem i innymi tego typu fantami. Ja oczywiście też, w dodatku pierwsza i wygrzebywałam co lepsze rzeczy. Wyglądało to trochę jak walka przy Rogu Obfitości z "Igrzysk Śmierci". Wreszcie wyszłam, a raczej wyczołgałam się z tłumu. Poczekałam na resztę mojej trójki. Długo czekać nie musiałam. Kiedy Percy i Ann również wyszli spod "Rogu" blondynka wyglądała jakby była w siódmym niebie, czego nie można było powiedzieć o jej chłopaku.
-Nie ma miecza-odparł w odpowiedzi na moje pytające spojrzenie. Ja i Ann roześmiałyśmy się, mówiąc równocześnie:
-Ojej! Co za tragedia!
-Wielka,żebyście wiedziały!-odparł nadąsany Percy.
-A ty Ann? Co cię tak ucieszyło?-zapytałam z uśmiechem blondynki.
-Znalazłam sztylet, idealny do zabijania po... to jest do zbierania grzybów-powiedziała na chwilę się zacinając. czasami tak jej się zdarzało, przywykłam do tego. Sięgnęłam ręką na plecy, upewniając się,że luk i kołczan pełen strzał nadal tam jest. Gdy to już zrobiłam, odpięłam od paska miecz, którym rzuciłam w Percy'ego.
-Tak, to ja ci zarąbałam miecz-powiedziałam,przezornie chowając się za Annabeth. -Chciałam zobaczyć twoją minę.
-Diana! Zabiję cię!-krzyknął Percy,ale w jego głosie nie było złości. Tylko się ze mną przekomarzał.
-Nie wtedy, kiedy ja tu jestem!-wykrzyknęła Ann, utrzymując swój mur między mną, a jej chłopakiem. Brunet starał się ją wyminąć i złapać mnie,ale ja mu uciekłam, a za nim pobiegła blondynka. Po chwili takiego wiania przed Percym i grożeniem Annabeth chłopakowi zdecydowaliśmy się wreszcie wejść do lasu. Jakimś takim moim szóstym zmysłem znalazłam idealną polanę. Obok płynął strumyk, a na ziemi leżały kłody drewna, udające chyba ławki. Zebraliśmy patyki i kamienie i zrobiliśmy sobie ognisko. Siedzieliśmy do późna w noc rozmawiając,kiedy usłyszeliśmy głośny, przeraźliwy pisk. Machnęłam ręką na wstającego Percy'ego.
-Siedź. To pewnie Elizabeth zobaczyła pająka-mruknęłam,podnosząc się z kłody. -Słuchajcie,jestem zmęczona, idę spać. Branoc-powiedziałam, zmierzając do namiotu.
-Dobranoc-odpowiedzieli.
***
Hej! Yup, to ja i moje ff :P Mam nadzieję,że się ten kawałek podobał ^^ Dedyk dla Majki :P
Sonia
P. S. Art by Wiktoria Dorosz
P. S. Art by Wiktoria Dorosz