sobota, 21 marca 2015

12. Dostaję smoka


Kiedy wreszcie odzyskałam trochę rozumu, uznałam, że powinnam wyjść z pokoju Diega. Nie bardzo wiedziałam, co mam zrobić, dlatego zeszłam do sali ćwiczeń. Patrzyłam na manekina jakiegoś stwora i zaczęłam w niego uderzać. Z pięści, z kopnięcia, z kolana... Starałam mu si przywalić dowolną partią ciała. Wiele ciosów później poczułam na sobie czyjś wzrok. Nerwowo odgarnęłam włosy z czoła i otarłam pot z czoła nim się odwróciłam. Za mną stał Leo. Opierał się lekko o framugę drzwi z założonymi rękami. Wyglądał tak przystojnie, że zapomniałam języka w gębie. Kurcze, dziewczyno! Ogarnij się! skarciłam się w myślach. Uśmiechnęłam się do niego, a on do mnie.
- Źle wyprowadzasz cios- powiedział, podchodząc do mnie. Uniosłam sarkastycznie brew.
- To pokaż mi jak to się powinno robić - powiedziałam.
- Bardzo chętnie - rzekł i podszedł do manekina. Stanął przed nim. Jedną nogę zgiął, a drugą wziął do tylu. Zacisnął pięści i uniósł je na wysokość brody. Po chwili wyprostował tylną nogę i prawą rękę, Manekin dostał tak mocno w twarz, że  o mało co się przewrócił. Leo w tym czasie powrócił do pierwszej pozycji. Nie chciałam wiedzieć, kogo w tym momencie sobie wyobraził. Gestem pokazał abym to powtórzyła. Ustawiłam się przed kukłą tak jak Leo. Wyobraziłam sobie twarz Kelli i zrobiłam ten sam ruch co on. Manekin się przewrócił. Syn Hefajstosa aż gwizdnął.
- Nieźle - powiedział. Odrzuciłam włosy na plecy, uśmiechając się.
- A jakbym chciała wyprowadzić cios ze skrętem?- zapytałam, uśmiechając się filuternie, gdy chłopak podnosi kukłę.
- Postawę masz taką samą, ale cios wyprowadzasz trochę inaczej- powiedział. - Skręcasz cały tors i uderzasz w ten sposób w policzek - mówił, równocześnie demonstrując. Skinęłam głową. Ustawiłam się i już poruszyłam ręką aby uderzyć, ale Leo złapał mnie w chwili gdy chciałam uderzyć.
- Nie tak - rzekł, pokazując mi jeszcze raz. - Jeśli źle wyprowadzisz cios, możesz sobie złamać nadgarstek.
Skinęłam głową i spróbowałam jeszcze raz. Znów chłopak mnie powstrzymał. Pokręcił głową.
- Wiesz co? Myślę, że powinniśmy to zrobić razem- powiedział.
- Dobra- rzekłam. Leo ustawił się za mną, trzymając mnie w talii jedną ręką, a drugą chwytając mnie za dłoń. Zrobiło mi się gorąco, ale to nie tylko przez moje uczucia. Skóra syna Hefajstosa była bardzo ciepła, z naciskiem na bardzo. Czułam się tak, jakbym znów znalazłam się w moim śnie. Tylko tym razem czułam się bezpiecznie. Bardzo powoli chłopak skręcił moją talią, równocześnie wyprostowując mi rękę.
- Czujesz różnicę?- zapytał. Czułam jego oddech na swoim uchu. Zmusiłam się, aby kiwnąć głową. Powtórzył to jeszcze raz, abym mogła poczuć co robię źle. Gdy to zrobił, odsunął się delikatnie ode mnie.
- Spróbuj sama- rzekł. Zrobiłam tak jak powiedział. Tym razem mnie nie zatrzymał. Manekin ponownie się przewrócił. Leo zaklaskał.
- Wyśmienicie.
Uśmiechnęłam się.
- Może teraz zamiast ciosów byś mi pokazał jak się kontrolować?
Skinął głową. Usiadł, a ja zrobiłam to samo.
- Wszytko polega na trzymaniu na wodzy swoich uczuć. Kiedy jesteś przestraszona lub smutna nie panujesz nad sobą. Wtedy twoja moc sama się uwalnia i możesz komuś zrobić krzywdę - z każdy kolejnym słowem jego głos stawał się coraz bardziej melancholijny. Byłam ciekawa, skąd o tym wszystko wie. Stwierdziłam jednak, że byłoby to nie na miejscu. Jak kiedyś będzie chciał sam mi powie. - Moja umiejętność jest jednak trochę mniej niebezpieczna niż twoja. Ty z ta twoją... Nazwijmy to magią krwi... Możesz nawet kogoś zabić lub panować nad bogami. Dlatego musisz się skupić. Okiełznać swoje lęki.
- Jak mam to zrobić?
- Pomyśl o tym czego się najbardziej boisz. A potem spróbuj przekonać samą siebie,że potrafisz to powstrzymać- poraził. Pokiwałam głową i zamknęłam oczy. Przed oczami stanęła mi Kelli próbująca rzucić się na Percy'ego i Ann. Oboje wyciągnęli broń i zaczęli się bronić. To był mały strach.Wiedziałam, że sobie poradzą. Zaczęłam szukać głębiej w sobie, gdy przed oczami stanął mi straszny obraz. Byłam przykuta do jakiejś cholernej skały, a Diego i Leo do mnie biegli. Wokół mnie było pełno krwi. Czułam, że długo nie wytrzymam. Chłopcy biegli. I wtedy rzuciły się na nich dwa ogromne sępy...
- Nie!-  krzyknęłam. Nie mogąc poruszyć rękami wyprostowałam nogi. Usłyszałam krzyk. I wtedy otworzyłam oczy.Dwa metry ode mnie leżał prawdziwy Leo, rozcierając sobie głowę. Podbiegłam do niego. Wiedziałam,że to przeze mnie.
- Przepraszam! Nic ci nie jest?!- wykrzyknęłam piskliwie. Pokręcił przecząco głową.
- Coś ty sobie wyobraziła?- zapytał, zbierając się z podłogi. Przygryzłam wargę.
- Nie jestem pewna, czy to była moja wyobraźnia czy może coś innego...
Leo uniósł brwi.
- Masz na myśli przepowiednię?
Pokiwałam głową. Opowiedziałam mu to, co zobaczyłam. Zamyślił się. przez dłuższy czas panowała cisza. Po chwili lekko się uśmiechnął.
- Widocznie będzie trzeba cię bardziej pilnować- powiedział, uderzając mnie po przyjacielsku w ramię.  Uśmiechnęłam się. - A w związku z tym, chyba potrzebujemy kogoś do pomocy- powiedział wstając i gdzieś idąc. Poszłam za nim. Czy on przemycił jeszcze jakiegoś herosa na statek? Niby jakim cudem? myślałam. Po chwili zauważyłam, że doszliśmy do jakiejś pracowni. Wszędzie były porozrzucane narzędzia, blachy metalu, szkło... Leo przykucnął przy jakiejś skrzynce i... zaczął do niej mówić. Zaskoczona podeszłam bliżej i dopiero wtedy zobaczyłam z czym rozmawiał. W skrzynce. pomiędzy narzędziami znajdowało się maleńkie, metalowe zwierzątko. Również przykucnęłam, przyglądając się mu, a ono mi. Po chwili zorientowałam się jaki gatunek przedstawiało. Smoka. Malutkiego co prawda, ale smoka. Był złoty z rubinowymi oczami. Jego tułów był dosyć długi,ale nie mógł równać się z ogonem. Po prawdzie to ogon stanowił jakieś trzy czwarte jego ciała. Nóżki miał dosyć długie, dlatego też kiedy stał na mojej dłoni wystawał ponad nią o jakieś dziesięć centymetrów. No i miał duże skrzydła. Spojrzałam na Lea.
- Ty go stworzyłeś?- zapytałam z nieukrywanym podziwem. Pokiwał potakując głową. - Jest... Piękny.
- Jest twój.
- Mój? Ale...
- Stworzyłem go na twojego strażnika. Jeśli coś by ci się stało powiadomi mnie o tym i...
Nie dałam mu dokończyć. Rzuciłam mu się z wdzięcznością na szyję i pod wpływem emocji pocałowałam w policzek.
- Dziękuję!
***
Sul,sul! Mam nadzieję,że się podobało dedyk dla Martyny :*
Sonia

sobota, 14 marca 2015

11. Rekwiruję butelkę


Zamknęłam się w pokoju. Oparłam krzesło o klamkę, aby nikt nie mógł wejść i rzuciłam się na łóżko. Jeśli już miałam rozpaczać nad samą sobą,wolałam to robić w samotności. Leżałam, intensywnie myśląc o tym co się stało. Kiedy poruszyłam wtedy rękoma poczułam obciążenie. Obstawiałam na ciężar Lea. Kiedy niewidzialna siła miotnęła nim o ścianę ciężar zniknął. Widziałam,że ja to mu zrobiłam. Jak? Tego już nie wiedziałam. Jeszcze bardziej minie przeraził fakt,że to powtórzyłam i to w dodatku na Diegu i na Leo. Widziałam,że nie mieli mi tego za złe,ale nie mogłam znieść tego ciężaru. Nie chciałam zrobić im krzywdy. Żadnemu z nich. Ta moc... To cholerna moc... Jak ona działa? Jak mogę ją powstrzymać? Nie chce stanowić zagrożenia dla chłopaków. Jak zwykle dopiero po dziesięciu minutach zorientowałam się,że ktoś stara się do mnie dostać. W pierwszym odruchu chciałam otworzyć,ale się powstrzymałam. Nie odpowiadałam.
- Diana,wiemy, że tam jesteś!- usłyszałam głos Diega. Nawet się nie poruszyłam.
- Chcemy rozmawiać z tobą, nie z drzwiami!-wykrzyknął Leo. Nawet się nie uśmiechnęłam. Nie mogłam się pogodzić z myślą,że jeszcze przed chwilą uderzyłam nim o ścianę.
- Diana otwórz- błagał Diego. Zakryłam dłońmi uszy. Bałam już się do nich odezwać.
- Dziewczyno, bo wyważymy drzwi!-zagroził Leo. Nadal nie odpowiadałam. Sądziłam, że to groźba bez pokrycia. Dopóki nie usłyszałam odgłosu ciała napierającego na drzwi. Nie miałam pojęcia jak ich powstrzymać. Po prostu stałam jak żona Lota na środku pokoju. Za którymś razem drzwi wyłamały się z trzaskiem z zawiasów. Chłopcy chyba zbytnio się rozpędzili, bo wbiegli na mnie. Przewróciliśmy się wszyscy na łóżko. Wyglądało to tak,że pode mną leżał Diego, a nade mną Leo.
- Ostrzegałem -powiedział syn Hefajstosa, wstając. Podał mi rękę, ale ja przycisnęłam dłonie do siebie.
- Nie chce cię zranić-powiedziałam cicho. Chłopaki parsknęli śmiechem.
- Przed chwilą na tobie leżałem i nic mi się nie stało...-powiedział chłopak, nadal stojąc z wyciągniętą ręką.
- A ty na mnie wciąż leżysz i też jakoś żyję- dodał Diego. Ostrożnie chwyciłam dłoń Lea a on pomógł mi wstać.
- Widzisz? Nic mi nie jest - powiedział, szczerząc zęby. Mimowolnie również się uśmiechnęłam. - Widzisz, już ci lepiej.
- Skoro tak mówisz- mruknęłam. Diego podniósł się do pozycji siedzącej. Usiadłam, a obok mnie Leo.
- Nadal się boisz?- zapytał syn Posejdona, starając mi się spojrzeć w oczy. Jak zwykle jego głos sprawił,że się zawstydziłam.
- Owszem. Boje się,że wam coś zrobię. Kiedy szelepnęłam Leo o ścianę, poczułam jakby jego własna krew była w moich rękach... Tak samo jak twoja.- powiedziałam, patrząc na swoje kolana.
- Na pewno to się da jakoś kontrolować- powiedział Diego, obejmując mnie. Zesztywniałam. Pierwszy raz jakoś tak świadomie się dotknęliśmy. Wiem że nie powinnam tego tak przeżywać, ale no... Zrozumcie mnie. Z drugiej strony poczułam,że Leo również mnie obejmuje.
- Gdybym ja się nie nauczył kontrolować, cały statek by teraz stał w płomieniach - zażartował syn Hefajstosa. Uśmiechnęłam się.
- To może mnie naucz jak się kontrolować- powiedziałam, zaskoczona śmiałością swoich słów. Leo skinął głową. W jego oczach zapłonęły psotne chochliki.
- Oczywiście, spróbuję- odparł. Chłopcy wstali.
- No... To do zobaczenia?- powiedział pytająco Diego.
- Do zobaczenia- odparłam, mimowolnie się uśmiechając. Tak samo się pożegnaliśmy na Obozie. Kiedy herosi już poszli usiadłam na łóżku. Zaczęłam rozmyślać, nad potworami. Jakie one są? Cz istnieje podział na dobre i złe? Jeśli tak to jak je można odróżnić? Myślałam o tym z dziesięć minut,aż naszła mnie dziwna ochota na odwiedzenie Diega. Sama nie wiedziałam czemu chciałam tam pójść. Jednak podniosłam się i ruszyłam do jego kajuty. Próbowałam na poczekaniu wymyślić jakąś wymówkę, ale nic mi nie przychodziło do głowy. Nie zraziłam się. Uniosłam rękę, aby zapukać,ale powstrzymał mnie dziwny dźwięk. Zamrugałam. nie byłam pewna czy dobrze usłyszałam. Jakby dźwięk otwieranej butelki. Co on robi, pomyślałam. Zrezygnowałam z pukania,tylko od razu otworzyłam drzwi. Diego zamarł z jakąś tabletką i buteleczką w ręku. Natychmiast wyrwałam mu przedmiot z ręki. Nie miało podpisu. Zdenerwowana uderzyłam go tą butelką po głowie.
- Au! Za co?!- wykrzyknął, rozcierając sobie bolące miejsce.
- Za branie prochów!- odpowiedziałam. - Mogę się dowiedzieć na co to jest?!
- Na pamięć- odparł chłopak. W jego głosie nie słyszałam ani grama złości. Zaskoczyło mnie to.
- Na pamięć?- powtórzyłam zdezorientowana. Skinął głową. Rzuciłam w niego buteleczką. odwróciłam się. Już prawie przekroczyłam próg, kiedy poczułam jego dłoń na swoim ramieniu. Zmiękły mi kolana, ale starałam się być dzielna. Nie mogę pozwolić, aby każdy jego dotyk był dla mnie aż tak paraliżujący!
- Diana...- w jego głosie słyszałam ból. Chciałam go przytulić,ale powstrzymałam się. Zamiast tego powali się odwróciłam. Na jego twarzy malowało się cierpienie, Natychmiast pożałowałam swoich ostrych słów. Jednak nie dałam tego po sobie poznać.
- Nie wiedziałem... Nie sądziłem, że to będzie takie ważne.
Mimowolnie złapałam go za koszulę.
- Oczywiście,że jest! - powiedziałam, potrząsając nim. - Przecież jestem za was odpowiedzialna, gdyby wam się coś stało...
Urwałam, bo poczułam, że Diego położył swoją dłoń na mojej twarzy, Spojrzałam mu prosto w oczy.
- Nie masz się czym martwić- wyszeptał. Skinęłam głową. Znowu nie wiedziałam, jak wybrnąć z tej sytuacji. przełknęłam ślinę. Chłopak odsunął się ode mnie.
- Idę do pegazów- powiedział, wymijając mnie.
- Ja... jasne - powiedziałam z lekkim opóźnieniem.
***
Ship time?? Maybe... XD Aaaa am, mam nadzieję,że się podobało :) Dedyk dla Tini ^^
Sonia

sobota, 7 marca 2015

10. Rzucam ludźmi o ściany


P.S. Czytajcie przy tym Jak się skończy puścicie od nowa :P 
Kiedy Leo już sobie poszedł, uznałam, że to najwyższy czas na pójście spać. Przebrałam się, położyłam głowę na poduszce i zamknęłam oczy. Natychmiast przeniosłam się w magiczny świat snu, lecz tym razem nie dane mi było obudzić się z uśmiechem na ustach. Obraz który zobaczyłam napawał mnie. Widziałam na niebie jednocześnie Księżyc jak i Słońce. Niebo miało kolor świeżej krwi. Zobaczyłam, że na nieboskłonie widnieją dwa zwierzęta: srebrna łania i złoty wół. Nacierały na siebie, walczyły. Przeszukałam moje wiadomości o takich zwierzętach w mitologii. Artemida i Apollo. Chciałam ich zatrzymać, w jakiś sposób do nich podlecieć. Zrobić cokolwiek, aby tylko ich rozdzielić. Lecz wtedy usłyszałam ostry syk wydobywający się spod miejsca na którym stałam, co zmusiło mnie do spojrzenia w dół. Stałam na ogniu. Dosłownie. Zaczynałam się palić. Kiedy tylko płomienie dotarły do mojego ubrania ziemia otwarła się i spadłam w dół. Nie zdążyłam nawet krzyknąć. Jednak kiedy już uderzyłam o grunt nie byłam nawet poobijana. Powoli wstałam, rozglądając się dokoła. Stałam wśród pierścieni ognia a wokół mnie słyszałam czyjąś przyciszoną rozmowę. Wysiliłam słuch.
- Mój panie, nie możemy pozwolić, aby ta dziewczyna oddała Łuk Apollowi. To by wszystko zniszczyło...-powiedział zdecydowanie męski głos. Brzmiał jasno ja Słońce, aż nie mogłam uwierzyć, że taka osoba może być zła.
- Wiem o tym. Trzeba zadbać o jakiś wypadek, najlepiej na terenie Delf. To rozwścieczy Artemidę. Jej własna córka, ranna lub może nawet zabita na terytoriom jej brata? Pomyśl tylko o tym, takie pokłady nienawiści...- o, ten już bardziej brzmiał jak czarny charakter. Głos miał chrapliwy, ale w pewnym sensie słychać również było zmęczenie. Mężczyzna ciężko dyszał. Po chwili znów usłyszałam jego głos:- Chociaż nie musimy jej się do końca pozbywać... Możemy ciężko okaleczyć... Jeśli ją złapiemy zanim odkryje swoją niezwykłą zdolność może nam się przydać.
Po tych słowach obudziłam się. Co ciekawe nie leżałam na łóżku, tylko na podłodze. Musiałam spaść podczas snu. Przetarłam oczy i zebrałam się z podłogi. Usiadłam, kładąc dwa palce na szyję. Ten sen wiele mi powiedział. To jest jakaś większa intryga. W Delfach będziemy musieli uważać. I to bardzo. Byłam również bardzo zaskoczona zdaniem o moich nieodkrytych umiejętnościach. O co mogło w tym chodzić? Chciałam wstać do chłopaków i im o tym opowiedzieć, ale powstrzymałam się. Przecież obiecałam Diego, że rano będę miała jakiś plan co mamy zrobić. Wzięłam kartkę i długopis. Ponownie położyłam palce na szyi. Siedziałam tak przez dłuższą chwilę, aż w końcu napisałam:
1. Dopłynięcie do Delf.
2. Znalezienie świątyni, w której schowany jest Łuk
3. Unikanie potworów, o ile to możliwe
4. Unikanie bogów, ale jeśli już zaproponuje pomoc lepiej ją przyjąć
5. Dopłynięcie do Obozu w pełnym składzie, cali i zdrowi
Przyjrzałam się temu co napisałam. Brzmiało to bardziej jak poplątanie planu z zasadami, ale co tam. Dopiero wtedy pomyślałam o ubraniu się. Kiedy już to zrobiłam wzięłam do ręki kartkę i pobiegłam do jadalni.
- Diego! Leo!- wykrzyknęłam otwierając drzwi. Moim oczom ukazał się dziwny widok. Obaj półbogowie stali ze zaciętymi, wrogimi minami. Leowi zaczęła niebezpiecznie płonąć dłoń (zanim wyruszyliśmy powiedział i o jego wyjątkowej mocy),a woda w dzbanie zaczęła się unosić, jakby zgodnie z wolą Diega. Wyglądało to tak jakbym weszła w środek kłótni. Świetnie. Tylko tego mi brakowało: dwóch skłóconych towarzyszy podróży. Kiedy zobaczyli, że stoję w drzwiach, równocześnie usiedli i zaczęli się do siebie uśmiechać. Chyba nie widzieli ,że widziałam scenę przed chwilą. Rzuciłam w ich kierunku kartkę z planem/regulaminem. Żałowałam teraz, że nie dopisałam punktu "Zakaz kłótni". Usiadłam naprzeciw nich, starając się odgadnąć o co się kłócili. Kiedy nałożyłam sobie kawałek pizzy i nalałam coli odezwał się Diego:
- To wszystko?
Skinęłam głową, biorąc pierwszy kęs pizzy.
- Brzmi nieźle-powiedział syn Posejdona, uśmiechając się. O mało nie wypuściłam jedzenia z dłoni i nie spiekłam raka. To nie do pomyślenia, że tak reaguję na każdy jego miły gest w stosunku do mnie!
- Macie jeszcze jakieś punkty do zaproponowania?- zapytała, upijając łyk coli.
- Nie utopić się w zajebistości Leo? Co ty na to?- zapytał Leo, szczerząc do mnie zęby. Mimowolnie się roześmiałam.
- Może lepiej nie, Leo-odparłam, nadal się uśmiechając.
- Zakaz używania nadprzyrodzonych mocy na terenie statku?- zapytał Diego. Skinęłam głową i zapisał. Gdyby syn Hefajstosa nam się tu tak podekscytował, że spowodowałby samozapłon, to martwiłabym się o naszą podróż. Syn Posejdona jakby się wkurzył, też mógłby narobić wiele szkód. Ja jeszcze żadnych swoich mocy nie odkryłam, ale dzięki temu snu, wiedziałam, że jakieś mam. Chyba na samą myśl o tym zrzedła mi mina, bo Leo zapytał:
- Coś cię martwi Diano?
Nie chciałam znowu kłamać, więc szczerze opisałam m mój sen. Chłopcy wyglądali na... no cóż z lekka zaszokowanych.
- Jestem ciekaw jaką skrywasz moc-powiedzieli równocześnie, co znów wywołało mój uśmiech. Jednak od czasu do czasu w czymś się zgadzali.
- Ja sama tego nie wiem. Mam nadzieję ,że nie będzie jakaś taka bardzo zła-powiedziałam, dojadając pizzę i dopijając colę. Leo, wstał. Dotknął mojego ramienia z zamiarem odwrócenia mnie w jego stronę. Tak mnie tym wystraszył, że oprócz tego iż się obróciłam to szarpnęłam mocno dłonią z zamiarem dania napastnikowi z liścia, ale nawet nie dotknęłam jego twarzy . Lea jakby coś pociągnęło w kierunku zgodnym z ruchem mojej dłoni. Przywalił w ścianę obok. Spojrzałam z przestrachem na swoją dłoń. Co ja zrobiłam?! Leo powoli zbierał się z podłogi, a Diego podszedł do mnie, chcąc chyba mnie uspokoić, ale ja już byłam na skraju paniki.
- Nie podchodź do mnie! Nie chcę ci zrobić krzywdy!- wykrzyknęłam piskliwym głosem ,wyciągając ręce przed siebie w kierunku synów Posejdona i Hefajstosa. Odrzuciło ich na ścianę, na którą chwilę wcześniej trafił Leo. Patrzyłam to na nich, to na moje dłonie z coraz większym przerażeniem i paniką w oczach, które odmalowały się również na mojej twarzy. Nie wytrzymałam ani swoich uczuć, ani min chłopaków, chociaż jasno pokazywali ,że nie żywią do mnie urazy za rzucanie nimi o ściany. Wybiegłam z jadalni.
***
Sul,sul! Jak się podobało tym razem? Dedyk leci do Emili ^^ Osobiście sądzę,że to chyba jeden z moich najlepszych rozdziałów. Mam nadzieję,że Wam również się podobało ^^
Sonia