- Diana,wiemy, że tam jesteś!- usłyszałam głos Diega. Nawet się nie poruszyłam.
- Chcemy rozmawiać z tobą, nie z drzwiami!-wykrzyknął Leo. Nawet się nie uśmiechnęłam. Nie mogłam się pogodzić z myślą,że jeszcze przed chwilą uderzyłam nim o ścianę.
- Diana otwórz- błagał Diego. Zakryłam dłońmi uszy. Bałam już się do nich odezwać.
- Dziewczyno, bo wyważymy drzwi!-zagroził Leo. Nadal nie odpowiadałam. Sądziłam, że to groźba bez pokrycia. Dopóki nie usłyszałam odgłosu ciała napierającego na drzwi. Nie miałam pojęcia jak ich powstrzymać. Po prostu stałam jak żona Lota na środku pokoju. Za którymś razem drzwi wyłamały się z trzaskiem z zawiasów. Chłopcy chyba zbytnio się rozpędzili, bo wbiegli na mnie. Przewróciliśmy się wszyscy na łóżko. Wyglądało to tak,że pode mną leżał Diego, a nade mną Leo.
- Ostrzegałem -powiedział syn Hefajstosa, wstając. Podał mi rękę, ale ja przycisnęłam dłonie do siebie.
- Nie chce cię zranić-powiedziałam cicho. Chłopaki parsknęli śmiechem.
- Przed chwilą na tobie leżałem i nic mi się nie stało...-powiedział chłopak, nadal stojąc z wyciągniętą ręką.
- A ty na mnie wciąż leżysz i też jakoś żyję- dodał Diego. Ostrożnie chwyciłam dłoń Lea a on pomógł mi wstać.
- Widzisz? Nic mi nie jest - powiedział, szczerząc zęby. Mimowolnie również się uśmiechnęłam. - Widzisz, już ci lepiej.
- Skoro tak mówisz- mruknęłam. Diego podniósł się do pozycji siedzącej. Usiadłam, a obok mnie Leo.
- Nadal się boisz?- zapytał syn Posejdona, starając mi się spojrzeć w oczy. Jak zwykle jego głos sprawił,że się zawstydziłam.
- Owszem. Boje się,że wam coś zrobię. Kiedy szelepnęłam Leo o ścianę, poczułam jakby jego własna krew była w moich rękach... Tak samo jak twoja.- powiedziałam, patrząc na swoje kolana.
- Na pewno to się da jakoś kontrolować- powiedział Diego, obejmując mnie. Zesztywniałam. Pierwszy raz jakoś tak świadomie się dotknęliśmy. Wiem że nie powinnam tego tak przeżywać, ale no... Zrozumcie mnie. Z drugiej strony poczułam,że Leo również mnie obejmuje.
- Gdybym ja się nie nauczył kontrolować, cały statek by teraz stał w płomieniach - zażartował syn Hefajstosa. Uśmiechnęłam się.
- To może mnie naucz jak się kontrolować- powiedziałam, zaskoczona śmiałością swoich słów. Leo skinął głową. W jego oczach zapłonęły psotne chochliki.
- Oczywiście, spróbuję- odparł. Chłopcy wstali.
- No... To do zobaczenia?- powiedział pytająco Diego.
- Do zobaczenia- odparłam, mimowolnie się uśmiechając. Tak samo się pożegnaliśmy na Obozie. Kiedy herosi już poszli usiadłam na łóżku. Zaczęłam rozmyślać, nad potworami. Jakie one są? Cz istnieje podział na dobre i złe? Jeśli tak to jak je można odróżnić? Myślałam o tym z dziesięć minut,aż naszła mnie dziwna ochota na odwiedzenie Diega. Sama nie wiedziałam czemu chciałam tam pójść. Jednak podniosłam się i ruszyłam do jego kajuty. Próbowałam na poczekaniu wymyślić jakąś wymówkę, ale nic mi nie przychodziło do głowy. Nie zraziłam się. Uniosłam rękę, aby zapukać,ale powstrzymał mnie dziwny dźwięk. Zamrugałam. nie byłam pewna czy dobrze usłyszałam. Jakby dźwięk otwieranej butelki. Co on robi, pomyślałam. Zrezygnowałam z pukania,tylko od razu otworzyłam drzwi. Diego zamarł z jakąś tabletką i buteleczką w ręku. Natychmiast wyrwałam mu przedmiot z ręki. Nie miało podpisu. Zdenerwowana uderzyłam go tą butelką po głowie.
- Au! Za co?!- wykrzyknął, rozcierając sobie bolące miejsce.
- Za branie prochów!- odpowiedziałam. - Mogę się dowiedzieć na co to jest?!
- Na pamięć- odparł chłopak. W jego głosie nie słyszałam ani grama złości. Zaskoczyło mnie to.
- Na pamięć?- powtórzyłam zdezorientowana. Skinął głową. Rzuciłam w niego buteleczką. odwróciłam się. Już prawie przekroczyłam próg, kiedy poczułam jego dłoń na swoim ramieniu. Zmiękły mi kolana, ale starałam się być dzielna. Nie mogę pozwolić, aby każdy jego dotyk był dla mnie aż tak paraliżujący!
- Diana...- w jego głosie słyszałam ból. Chciałam go przytulić,ale powstrzymałam się. Zamiast tego powali się odwróciłam. Na jego twarzy malowało się cierpienie, Natychmiast pożałowałam swoich ostrych słów. Jednak nie dałam tego po sobie poznać.
- Nie wiedziałem... Nie sądziłem, że to będzie takie ważne.
Mimowolnie złapałam go za koszulę.
- Oczywiście,że jest! - powiedziałam, potrząsając nim. - Przecież jestem za was odpowiedzialna, gdyby wam się coś stało...
Urwałam, bo poczułam, że Diego położył swoją dłoń na mojej twarzy, Spojrzałam mu prosto w oczy.
- Nie masz się czym martwić- wyszeptał. Skinęłam głową. Znowu nie wiedziałam, jak wybrnąć z tej sytuacji. przełknęłam ślinę. Chłopak odsunął się ode mnie.
- Idę do pegazów- powiedział, wymijając mnie.
- Ja... jasne - powiedziałam z lekkim opóźnieniem.
***
Ship time?? Maybe... XD Aaaa am, mam nadzieję,że się podobało :) Dedyk dla Tini ^^
Sonia
Jak zwykle świetne. DD Diana + Diego=DIEGO/DIENA/DIEANA, zdecydowanie, Leo jest słodki, ale mój (Nico też jbc) XD. Co by tu jeszcze...Weny i czekamy na next
OdpowiedzUsuńDiego i Diana *-*
OdpowiedzUsuń*No kuzynka! Kurde bądź z nim! To będzie takie romantic xd*
Tiaa... Zgodzę się z Nessi... A tak w ogóle u mnir
Huehue xd wysłałam za wcześnie :p
OdpowiedzUsuńWracając:
A tak w ogóle to rozdział suuuper ^-^
I tak, nie żeby coś, ale u mnie rozdział... ^^
Zapraszam i weny życzę :D
No proszę! Rozdział bomba! Mimo że nie do końca przepadam za Percy JAckson i bogowie olimpijscy to i z wielką chęcią czytamTwojego bloga! Pozdrawiam i ściskam serdecznie!
OdpowiedzUsuń