piątek, 1 maja 2015

16. Zostaję porwana przez sępa


~Diana
Ledwo, ledwo doszliśmy na Argo II. Na statku przywitały nas Dalia ze Śnieżką. Widać było, że są niespokojne. Daylight podleciał do nich i zaczął coś im nawijać w swoim języku. Oba konie zarżały i utkwiły w nas swoje wielkie oczy. Wysiliłam się na uśmiech.
- Nic nam nie będzie- powiedziałam, siląc się na jak najbardziej uspokajający ton głosu. Nie wiem, czy mi uwierzyły. W każdym razie, przez całą drogę do pomieszczenia szpitalnego czułam na sobie ich wzrok. Miejsca było mnóstwo, z powodzeniem zmieściło by się tam z piętnaście osób. Thalia przyklękła i zaczęła delikatnie oczyszczać ranę Candy. Leo bardzo delikatnie zaczął mi przemywać ranę na policzku, za co podziękowałam mu uśmiechem. Zerknęłam kątem oka na Diego. Biedny, próbował jakoś sam sobie zatamować krew, ale mu jakoś nie szło. Domyślałam się, że Candy na pewno mu nie pomoże. Thalia, ku zniesmaczeniu drugiej Łowczyni, kazała Leo zdjąć bluzkę i zajęła się jego ranami. Syn Hefajstosa lekko się zarumienił. Ze sposobu ich mowy ciała doszłam do winsoku, że mojemu przyjacielowi chyba się kiedyś podobała Thalia. Przygryzłam wargę. Nie chodzi o to, że byłam zazdrosna! No... Może jednak o to też... Ech, sama już nie wiem. Podeszłam do Diego.
- Musisz zdjąć bluzkę - powiedziałam, czując, że na mojej twarzy zaczęły kwitnąć czerwone plamy. Mimo swojej beznadziejnej sytuacji zdobył się na ironiczny uśmiech. Kiedy zdjął bluzkę zaczerwieniłam się jeszcze mocniej i przez jakieś dwie minuty nie mogłam wykrztusić ze siebie słowa. Facet był... No... Ludzie jaki on był umięśniony! Jakim cudem ja nie zauważyłam tego wcześniej?! I jak Candy czy Thalia jako przedstawicielki  płci pięknej mogą być na to tak bardzo obojętne?! Ja naprawdę nie wiem... Kiedy tylko wróciła mi zdolność logicznego myślenia przyjrzałam się jego ranom. Nie wyglądało to tak źle jak sądziłam na początku. Co prawda Lamia rozorała mu skórę od torsu do prawego ramienia, ale rany nie były bardzo głębokie. Wzięłam wacik i wodę destylowaną do ręki.
- Może szczypać - powiedziałam. Skinął głową. Delikatnie się do niego przysunęłam. W miarę czyszczenia mu ran robiło mi się coraz bardziej gorąco. Mówię serio, myślałam, że zaraz z mojej skóry zacznie się ulatniać para wodna. Bo jakichś dziesięciu minutach rana była już oczyszczona. Dałam Diegowi do zjedzenia batonik z ambrozji, a sama zaczęłam szukać bandaży. Tak, wiem, że boskie jedzenie leczy, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Delikatnie zabandażowałam mu tors i ramię, dziękując w duchu ojcu za naukę mnie takich rzeczy. Wreszcie odsunęłam się od niego, nadal się czerwieniąc. Za nami Candy prychnęła.
- Nie zachowujesz się tak, jak przystało na córkę Artemidy.
O nie, pomyślałam. Tym razem przesadziła.
- Bo?- zapytałam, lekko unosząc głowę.
- Zadajesz się z mężczyznami, opatrujesz ich...- zaczęła wyliczać blondynka, ale natychmiast jej przerwałam, czując pod powiekami łzy.
- Diego potrzebował pomocy- zaczęłam, mówiąc przez zaciśnięte zęby.- Poza tym nie muszę być jak moja matka do cholery! To jest moje życie! Ja się do twojego nie wtrącam, to ty się wyjdź do mojego!- wykrzyknęłam, wybiegając z sali.
***
Stałam na pokładzie, opierając się o burtę i wycierając łzy. Cholerna Candy z tymi jej cholernymi wymaganiami! Po co jej to?! Jestem sobą, to jest zawsze najważniejsze! Nie zmienię się, bo ona oczekuje ode mnie czegoś innego! Myślę, że nawet moja matka by się z tym pogodziła! Ale nie! Candy chce abym była kimś, kim nie jestem! Z takim gorzkimi myślami patrzyłam na zdjęcie moje z tatą. To on mnie tego nauczył. Ze smutnym uśmiechem przypomniałam sobie co do mnie mówił.
Miałam cztery lata. Kolejny raz tata starał nauczyć się mnie strzelać z łuku. Niestety, tym razem nie byliśmy sami. Wokół nas kłębiło się mnóstwo paparazzich sportowych. Koniecznie chcieli zrobić zdjęcia mojego taty ze mną. Ciągle paplali o tym, że spodziewali się, że będę bardziej podobna z wyglądu do taty. Nie wytrzymałam. Przebiłam się przez tłumy reporterów i uciekłam głęboko w las. Znalazłam jakieś samotne drzewo. Skuliłam się przy nim i zaczęłam płakać. Nie mam pojęcia ile tam siedziałam dopóki nie znalazł mnie tata. Zapytał mnie dlaczego tak pobiegłam.
- nie spełniałam oczekiwań tych ludzi. Oni mnie nie lubili - powiedziałam poprzez łzy. Tata objął mnie i powiedział:
- Diano świat będzie oczekiwał wielu rzeczy. Będzie chciał, abyś była taka, jacy ludzie sobie wymyślili, że będziesz. Ale nie wolno tak robić.
- Dlaczego? - zapytałam, wycierając sobie łzy. Tata się uśmiechnął.
- Bo najważniejsze jest to kim ty jesteś. Każdy człowiek jest wyjątkowy, pamiętaj o tym. Nie możesz pozwolić aby oczekiwania innych ludzi zmieniły to kim naprawdę jesteś. Pozostanie sobą - to jest w życiu najważniejsze. Nie pozwolisz innym zmieniać siebie?
- Nie pozwolę - powiedziałam, uśmiechając się.
Teraz, gdy wspomniałam te słowa mogłam nadal się uśmiechać. To mi zawsze dawało siłę do użerania się z takimi postaciami jak Elizabeth czy Candy. Nigdy nie mogę pozwolić, aby czyjeś słowa mnie zmieniły. Nigdy. Z takim mocnym postanowieniem odwróciłam się i zaczęłam iść w kierunku sali leczniczej. Ale nie dane było mi tam dojść. Usłyszałam skrzek jakiegoś stworzenia. Po chwili poczułam na swoich ramionach szpony. Przestraszona uniosłam głowę. W swe szpony schwytał mnie... Ogromny sęp. Przerażona zaczęłam się wyrywać,ale ptak zbyt mocno zacisnął szpony na moich ramionach.
- POMOCY! - wrzeszczałam. Ale nikt się nie pojawił. Nikt mnie nie słyszał. A ptaszysko załopotało skrzydłami unosząc mnie ze statku. Nagle coś złotego smyrgnęło mi przed oczami. To Daylight próbował mnie wyswobodzić. Zionął ogniem na ptaka, ale ten nawet się tym nie przejął. Załopotał tylko mocniej skrzydłami unosząc się coraz wyżej. W przebłysku mądrości upuściłam fotografię, którą cały czas kurczowo trzymałam w ręce. Może w ten sposób się domyślą co się stało. Smok towarzyszył mi przez całą, krótką drogę. Sęp upuścił mnie przy jakiejś górze. Gdy upadlam uderzyłam się w głowę. Straciłam przytomność.
~Leo
Kiedy Diana wybiegła z sali ja, Diego i Thalia patrzyliśmy wrogo na Candy. Na początku udawała, że tego nie widzi. Jednak po dłuższej chwili warknęła:
- No co? Powiedziałam jej tylko prawdę.
- To trzeba było się ugryźć w język - warknął Diego. W duchu przyznałem mu rację. Dianę łatwo było zdenerwować, a słowa których użyła Candy musiały mocno urazić córkę Artemidy. Nie wiem jak można być tak niedomyślnym! 
- Nie mogę uwierzyć, że oczekujesz od niej zmiany tego kim jest- powiedziałam zdenerwowany. Blondynka tylko prychnęła.
- Nie ośmielaj się mnie besztać. Jesteś tylko mężczyzną - powiedziała, z jadowitym uśmiechem na ustach. Mięśnie mojej twarzy stężały. Co ta blondyna sobie myśli?! Że jak jest Łowczynią to wszystko jej wolno?! Siłą woli powstrzymałem się, aby jej nie uderzyć. Zaległa ciężka cisza. Wtedy do sali wpadł zdenerwowany Daylight. Diana! Porwana! Wielki sęp! Góra! zaczął piszczeć. 
- Ło, ło, stary spokojnie! Nic nie rozumiem!- wykrzyknąłem. Smok tylko wywrócił oczami. Chwycił mnie za rękaw koszuli i zaczął ciągnąć.
- Daylight chce nam coś pokazać- powiedziałem do pozostałych. Diego i Thalia natychmiast się zerwali ze swoich miejsc. Candy, pod ciężkim wzrokiem Thali również się podniosła. Dalight zaprowadził nas na pokład. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to fotografia. Przykucnąłem i wziąłem ją do ręki. Zdjęcie Diany z tatą. Ona nigdy się nie rozstawała.
- Co się stało? - zapytałem smoka. Skądś się wziął wielki sep i porwał Dianę. Jest teraz na jakiejś górze, nie wiem co się stało dalej. Na razie wiem, że jest nieprzytomna... powiedział Daylight smutno. Cholera jasna! zakląłem w myślach. Zostawić tę dziewczynę na pięć minut...
- Dasz radę nas tam zaprowadzić? - zapytałem. Smok tylko skinął głową. Odwróciłem się do pozostałych.
- Diana została porwana. Musimy natychmiast ją znaleźć.
~Diego
Leo kazał nam się przygotować, więc ja siedziałem w pokoju i to olewałem. Facet działał mi na nerwy. Próbował się przystawiać do Diany, a teraz wszystkim rozkazuje. Myślałem też nad tym całym planem. Im bardziej poznawałem Dianę, tym mocniej chciałem się od tego odsunąć. Ale teraz nie miałem za dużego wyboru. Musiałem to zrobić. Został już tylko ostatni punkt...
***
Hejka pyśki moje! xoxo Tia, pewnie macie rozum niemały i domyślacie się co kombinuję, dlatego chcę abyście wiedzieli, że Was KOCHAM i dlatego dedyk jest dla wszystkich co chcą wytrwać z Dianą do końca... 
P.S. Dajcie znać czy taki sposób narracji jest dla Was OK :*

4 komentarze:

  1. Ciekawie, ciekawie...
    Czekam na next *u*

    Weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem czy zrobisz to co myślę, że zrobisz, ale jeśli to zrobisz to co myślę, że zrobisz... Wiesz, po prostu poczekam na kolejny rozdział xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem czy zrobisz to co myślę, że zrobisz, ale jeśli to zrobisz to co myślę, że zrobisz... Wiesz, po prostu poczekam na kolejny rozdział xD

    OdpowiedzUsuń
  4. "Cholera jasna! zakląłem w myślach. Zostawić tę dziewczynę na pięć minut..."
    epickie <3
    OMG ja wiem, co ty kombinujesz i.... :'( pff

    OdpowiedzUsuń