czwartek, 26 lutego 2015

8. Udaje mi się wszytkich okłamać

 
Kiedy się obudziłam, leżałam na poduchach w jaskini ,a nade mną majaczyła się czyjaś zatroskana twarz. Nie rozpoznałam jej. Moje oczy działały tak, jak oczy krótkowidza bez okularów, a nawet gorzej. Widziałam niby coś, ale wszystko było rozmazane. Widziałam kolory. Przewagę fioletowego, jakieś pomarańczowe elementy... Słyszałam też jakieś rozmowy, ale brzmiały jak zbitka wszystkich języków świata. Nie mogłam rozdzielić słów, dźwięki brzmiały w moich uszach jak odgłosy dzikich zwierząt. Chciałam się poruszyć, ale moje ciało było jak z ołowiu. Jednak po paru minutach wszystko to minęło. Wzrok mi się wyostrzył, rozmowy zaczęły na powrót brzmieć zrozumiale. Twarz, którą widziałam przedtem należała do Percy'ego. Pomarańczowy kolor był na koszulkach dwóch innych obozowiczów. Jednym z nich była Ann. Drugim był chłopak, którego nie rozpoznałam. Miał gęste, kręcone, ciemne włosy, brązowe oczy, spiczaste uszy i dziecinną twarz. Chłopak był przeciętnej postury, ale z tego co dojrzałam z twarzy nie schodził uśmiech. Zauważyłam też, nie leżałam w takiej pozycji w jakiej upadłam. Pamiętałam ,że zanim zemdlałam, to upadłam na plecy, a teraz leżałam na boku z głową wspartą, jak mniemam na kolanie Percy'ego. Kiedy próbowałam się przewrócić, syn Posejdona poczuł wreszcie, że się obudziłam i zawołał:
- Ej, ludzie! Diana się obudziła!
- Bogowie, nie strasz nas tak nigdy więcej!- wykrzyknęła Annabeth, przytulając mnie na dzień dobry. Rachel stała za nią. Zaniepokoiło mnie to,że nigdzie nie widziałam tego chłopaka z którym rozmawiała.
- Czy to co usłyszałaś, było na prawdę takie straszne?- zapytała zatroskana ruda.
- Nie, nie było-skłamałam. - Po prostu miałam trochę za dużo wrażeń jak na jeden dzień i moje ciało musiało jakoś odreagować-dodałam najbardziej uspokajającym tonem na jaki mnie było stać.
- Ja też tak mam, kiedy patrzę w lustro, nie martw się-usłyszałam męski głos za sobą. Wszyscy się roześmiali, włącznie ze mną.
- Tak Leo, wiemy, że porażasz urodą nawet samego siebie-powiedział ze śmiechem Percy. A więc ten chłopak nazywał się Leo... Fajne imię. Gdybym nie leżała sobie na kolanach chłopaka Annabeth, nadal mając trudności ze wstaniem to bym się z nim przywitała ja człowiek. Chyba ten Leo to zauważył, bo bezpardonowo wziął mnie po pachy i postawił do pozycji pionowej. Odwróciłam się w jego kierunku i wyciągnęłam do niego rękę.
- Diana Davenporth, córka Artemidy- powiedziałam, mimowolnie się uśmiechając.
- Leo Valadez, syn Hefajstosa- odparł ściskając moją dłoń, odwzajemniając uśmiech. W tym momencie Ann zaczęła grzebać po kieszeniach wyraźnie czegoś szukając. Wreszcie z tylnej kieszeni dżinsów wyjęła srebrny medalik w kształcie serca zawieszony na równie srebrnym łańcuszku.
- Dziewczyna od Hekate ci to zrobiła. Medalik jest otwierany i gdy będziesz potrzebowała swojej broni po prostu go otwórz. Kiedy skończysz walczyć, przejedź po grawerunku z podpisem twojej mamy, wtedy łuk zmieni się w ten medalik-powiedziała dając mi go. Starłam się go sobie zapiąć na szyi, ale ręce tak mi się trzęsły, że było to prawie niemożliwe.
- Pomóc ci?- zaoferował się Leo. Skinęłam potakująco głową. To z czym ja się męczyłam z pięć minut on zrobił w trzy sekundy.
- Diana pamiętasz o czym była wróżba?- zapytał Percy, kiedy łańcuszek zawisł już na mojej szyi, a ja z synem Hefajstosa usiedliśmy.
- Oczywiście, że tak -powiedziałam. - Aż tak mocno nie uderzyłam się w głowę.
- Powiesz ją nam?- odezwała się Annabeth. Skinęłam głową.
- Apolla skradziony został Łuk Złoty
Dziecię bogini co miała dochować cnoty
Zwrócić broń musi do dnia najjaśniejszego
Wróg za przyjaciela ujdzie najlepszego -wyrecytowałam, celowo pomijając ostatnie dwa wersy.
- To wszystko?- zapytał zaskoczony Percy. Przygryzłam wargę. Nie chciałam ich okłamywać, ale nie chciałam mówić tych ostatnich wersów. Przerażały mnie, sprawiały iż nie wiedziałam komu mam ufać. I byłam się o to, kogo mogłabym utracić.
- Tak, to wszystko-odpowiedziałam, starając się nie odwracać wzroku. Chyba mi uwierzyli na słowo. - Jak sądzicie co się z tym łukiem stało? Przecież od tak nie wyparował!- dodałam, zmieniając z lekka temat.
- Ktoś chce skłócić bogów.  I jestem pewna, że to ktoś z Obozu maczał w tym palce-powiedziała Annabeth. Pokiwałam głową.
- Tylko, że nadal nie wiemy nawet gdzie ten Łuk może być schowany, ani nawet jak go oddać-powiedziałam zmartwiona.
- Oddać to jeszcze pół biedy. Wjeżdżasz na sześćsetne piętro Empire State Bulding i stamtąd już prosta droga na Olimp. Ale gdzie może być Łuk... To nie mam zielonego pojęcia-westchnął Percy. Spojrzałam na Rachel.
- Może udałby ci się zobaczyć coś? Jakąkolwiek wskazówkę!- zapytałam jej. Pokręciła głową.
- Nie wiem czy tak się da. Nie da się mieć takiego widzenia na zawoł...-zaczęła, ale po chwili się poderwała i podbiegła do czystego płótna, założonego na pobliską sztalugę. Chwyciła w ręce paletę z farbami i pędzel i zaczęła coś malować. Wszyscy wpatrywaliśmy się w nią w skupieniu. Po jakimś czasie wyprostowała się, wskazała pędzlem na obraz i powiedziała:
- Tam znajdziesz Łuk.
Podeszłam do malunku i mu się uważnie przyjrzałam. Bez wątpienia było to starożytne, greckie miasto. Wiedziałam, że gdzieś już je widziałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Za moimi plecami Annabeth pstryknęła palcami.
- Przecież to są Delfy! Czemu Apollo nie może znaleźć swojego Łuku na własnym terytorium?
- Nie mam zielonego pojęcia, ale wiem, że musimy się tam w miarę szybko dostać. Jeśli dobrze myślę, ten "najjaśniejszy dzień" w mojej przepowiedni oznacza pierwszy dzień lata, czyli dwudziestego pierwszego czerwca, który wypada za trzy tygodnie. Muszę wyruszyć jak najszybciej-powiedziałam, odwracając się w stronę moich przyjaciół.
- Możesz wziąć dwóch towarzyszy ze sobą-powiedział do mnie Percy. Skinęłam głową. Już wiedziałam kogo chcę zabrać.
***

Cześć miśki wy moje kochane! Jak się podobało? Mam nadzieję,że bardzo :) Dedyk dla Emily Anders! 
Sonia 

3 komentarze:

  1. Good job! :)))
    Bardzo podoba mi się rozdział ♥
    Pisz dalej i jak najwięcej weny *u* :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za dedyk :) Leo..... <3 awwww

    "Ja też tak mam, kiedy patrzę w lustro, nie martw się-usłyszałam męski głos za sobą. Wszyscy się roześmiali, włącznie ze mną.
    - Tak Leo, wiemy, że porażasz urodą nawet samego siebie" <3 świetne
    Leoś na misji, a może Diego....e co tam, weźmy obu!!!!! Albo Percyego jeszcze i może Ann...Ann by się przydała.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ann i Percy jadą z Dianą Xd
    *Nadal wkurza mnie, że ojciec mógłby o coś takiego oskarżyć ciocię Artemidę...*
    Zamknij się, bo skłócę Percabeth w blogu! *I tak masz zamiar to .... Upsss... Sorry...* Zabiję cię Nessi!!!
    Rozdział mi się meega.spodobał, bo Leo ^^ *no....ostatnio razem z nim i braćmi Hood położyliśmy niewidzialne pierdzące poduszki na ławki koło stołu Afrodyty. Hhahahah xd Ale były wściekłe :p * Nessi, cicho! Nie mogę się doczekać misji :D
    Pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń