środa, 1 kwietnia 2015

13. Oswajam jednorożca


Zapadła niezręczna cisza. Żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć. Przez chwilę tak staliśmy,aż Leo powiedział:
- Pójdę sprawdzić, gdzie wylądujemy. Ewentualne coś przestawię.
Skinęłam milcząco głową, a on sobie poszedł. Ja wróciłam do swojego pokoju. Ze słów syna Hefajstosa wynikało, że zaraz będziemy na miejscu, więc wolałam się spakować. Zajęło mi to jakieś dziesięć minut i właśnie chowałam zdjęcie z tatą do kieszeni spodni, kiedy przyszedł Diego.
- Diana? Już jesteśmy- powiedział. Poszłam za nim na pokład skąd przywitał nas Leo. Kiedy zobaczył smoka, który siedział mi na ramieniu, rozpromienił się.
- Wymyśliłaś już dla dla niego imię?- zapytał, szczerząc się do mnie.
- To on jest chłopcem?- zapytałam nie kryjąc zdumienia. Leo skinął głową. Zamyśliłam się i odpowiedziałam: - To się będzie nazywał Daylight.
Smok rozłożył skrzydła i kichnął, więc uznałam,że podoba się mu nowe imię. Odwróciłam się stronę Diega,ale ten utkwił wzrok w Daylight. Chyba dopiero wtedy go zobaczył. Patrzył to na mnie to na Leo, a w jego oczach widziałam zaskoczenie i... zazdrość. Jednak z tym drugim byłam pewna,że mi się przywidziało. To było niemal niemożliwe, aby był zazdrosny o mnie. Pragnąc zmienić temat powiedziałam:
- To co? Wszyscy spakowani?
Chłopcy skinęli głowami.
- No to schodzimy! - wykrzyknęłam, zbiegając na ziemię.Chłopcy zrobili to samo. Rozejrzałam się. Wylądowaliśmy na jakimś zalesionym pagórku. Widziałam tylko i wyłącznie las. - Ktoś z was wie, gdzie może być ta świątynia? - zapytałam ich. Pokiwali potakująco głowami.
- Argo II wylądował jakiś kilometr od niej - powiedział Leo. Uśmiechnęłam się.
- Dobra robota - powiedziałam i ruszyłam przed siebie.
***
Szliśmy już tak z jakieś dziesięć minut ( serio. mieliśmy wolne tempo), kiedy zauważyłam,że coś się poruszyło za drzewami. Pokazałam chłopcom aby stanęli. Otworzyłam medalion a w mojej ręce natychmiast pojawił się łuk z kołczanem pełen strzał. Hm... dzieci Hekate nie oszukują swoich klientów... pomyślałam. Założyłam strzałę na cięciwę i wycelowałam w stronę z której dobiegał szelest. Po chwili zza krzaków wyskoczyło potężne zwierzę. Nie wystrzeliłam jednak strzały, tylko się odwróciłam. Przede mną stał jednorożec. Był bardzo potężnie zbudowany. Sierść miał karą (dla niewiedzących: czarną). Grzywa jednak była poprzetykana siwymi pasmami. Wpatrywał się we mnie wielkim, brązowymi oczami i zarżał.
- Prosi, abyśmy opuścili broń - powiedział Diego. Odwróciłam się w jego kierunku.
- Rozumiesz konie?- zapytałam zdezorientowana. Pokiwał potakując głową. Przejechałam ręką po grawerunku na łuku. Natychmiast zmienił się z powrotem w wisiorek. Zawiesiłam go sobie na szyi i wpatrywałam się w zwierzę, a ono we mnie. Wykonałam jeden krok w jego kierunku. Jednorożec wierzgnął i zarżał ostrzegawczo. Boi się, pomyślałam. I wtedy padł mi do głowy pewien pomysł. Tata często mi śpiewał kołysankę kiedy byłam mała. Nie byłam pewna, czy będzie w stanie uspokoić konia, ale chciałam spróbować.
- Nie odzywajcie się teraz- powiedziałam do chłopaków. Zrobili gest zamykania ust na kłódkę. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam śpiewać:
Nie pytaj słońca, dlaczego zachodzi
Dlaczego zakrywa swoje światło
Lub dlaczego kryje swój świetlisty wzrok
Gdy noc obraca karmazynowe złoto w szarość

Dla ciszy opada winne słońce
Jak dzień w mrok się przemienia
Jednej prostej prawdy nie odważy się wyjawić:
Jej światło potrafi jedynie oślepić i spalić

Nie ma litości dla winnych
Strąć ich kłamliwe słońce
Krew tak srebrzystoczarna nocą
Na ich twarzach blednie biało

Okrutny księżycu, przynieś kres
Świt nigdy więcej nie nastanie.
W miarę mojego śpiewu zaczęłam się powoli zbliżać do jednorożca. Tym razem nie wierzgał ani nie rżał. Bardzo powoli położyłam dłoń na grzbiecie jego nosa. Nie opierał się. Kiedy skończyłam śpiewać delikatnie mnie trącił i cicho zarżał.
- Ona cię lubi - powiedział z uśmiechem Diego. Świetnie. W życiu nie zostanę ekspertem do określania płci u zwierząt, czy żywych, czy mechanicznych. Spojrzałam klaczy w wielkie brązowe oczy. Ona spojrzała w moje.
- Chcesz się nazywać Dalia? - zapytałam, delikatnie się uśmiechając. Ponownie zarżała, tym razem radośnie.
- Zgadza się - przetłumaczył Diego. 
- A czy zabierzesz nas do Świątyni? - zapytałam. W odpowiedzi ustawiła się w taki sposób, jak Śnieżynka kiedy koniecznie chciała mi pomóc na siebie wsiąść. Wdrapałam się na nią i spytałam jeszcze, wskazując na Leo i Diego.
- A oni? Też mogą?
Klacz zarżałam i nawet ja nie znając końskiego uznałam,że powiedziała "Jeśli muszą". Mimowolnie się zaśmiałam. - Wsiadajcie dopóki Dalia nie zmieni zdania- powiedziałam do nich.
***
Sul, sul! Jak się podobało?? ^^ Dedyk dla.... Zobaczycie dalej XD
Sonia

1 komentarz:

  1. Supi rozdział :3
    Dawno tu nie byłam, ale zamierzam nadrobić XD
    Ciekawie, ciekawie *u*
    Czekam na next ;))

    OdpowiedzUsuń