Dalia była bardzo szybka. Po prawdzie na miejsce dowiozła nas w jakieś trzydzieści sekund. Mówię wam, klacz ferrari! Kiedy już zsiedliśmy z niej, poklepałam ją po grzbiecie nosa.
- Idź do Argo II, na statek. Tam jest stajnia i pegaz Śnieżynka. Poczekaj tam, dopóki nie wrócę- powiedziałam do niej. Klacz zarżała, odwróciła się i pognała gdzieś.
- Poradzi sobie- powiedział Diego, kładąc mi dłoń na ramieniu. Uśmiechnęłam się.
- Wiem- odpowiedziałam. Spojrzałam na budowlę przede mną. Była w kompletnych ruinach. Jednak z tego co zauważyłam to była zbudowana w stylu doryckim. Podeszliśmy do niej, kiedy zatrzymał nas kobiecy głos.
- A państwo dokąd to?
Odwróciłam się. Za nami stały dwie kobiety. Jedna miała brązowe włosy, spięte w ciasny kok o surowej twarzy. Ubrana była w białą koszulę i szare spodnie o rozszerzonych nogawkach. W ręku trzymała jakiś zwój. Przypominała mi trochę moją nauczycielkę historii z Survival Academy. Druga stanowiła jej przeciwieństwo.Miała rozpuszczone, blond włosy, twarz w kształcie serca z oczami o łagodnym spojrzeniu. Ubrana była w niebieski top do tańca, czarne legginsy trzy- czwarte, baleriny, a na biodrach omotała sobie kolorową chustę. Zauważyłam,że we włosach miała wpiętą spinkę z lirą. Przeleciałam wszystkie postaci mitologiczne z takimi atrybutami. Po dłuższym namyśle przypomniałam sobie. Klio i Terpsychora.
- Chcieliśmy zwiedzić świątynię- powiedziałam siląc się na uśmiech. Ta która wyglądała jak moja nauczycielka powiedziała:
- Obawiam się, że nie będzie to możliwe.
- A o dlaczego?- zapytałam zdezorientowana.
- Bo jesteś córką Artemidy- odpowiedziała. Wywróciłam oczy poirytowana.
- I co w związku z tym? Sądzicie, że wywalę w powietrze te ruiny?- powiedziałam, czując w sobie złość. Muza wzruszyła ramionami.
- Ale jest przecież sposób. I możemy im pokazać dawną świetność Świątyni!- wykrzyknęła Terpsychora klaszcząc w dłonie. Klio wywróciła oczami.
- Wtedy to robisz na własną odpowiedzialność.
- Przepraszam panie? Jaki sposób? - zapytał Diego, lekko się kłaniając przed kobietami. Twarz muzy historii nieco złagodniała.
- Musielibyście zatańczyć to, co kazałaby wam moja siostra- odparła. Uniosłam brwi. Na końcu języka miałam " ja nie umiem tańczyć!", ale milczałam. Trudno jakoś przecierpię. Terpsychora spojrzała na Leo i Diega. Uśmiechnęła się przekornie.
- A jak widzę, twoi koledzy, córko Artemidy mają latynoskie korzenie...
- I co w związku z tym? - zapytałam niepewnie patrząc na chłopaków. Oni też mieli nietęgie miny.
***
Cztery minuty później stałam w czerwonej kiecce, ściąganej w talii i rozszerzanej na dole z falbanami i wąskim rękawami, które rozszerzały się na wysokości łokci. W dodatku Terpsychora wcisnęła mnie w rubinowe szpilki, a we włosy wpięła złotą spinkę w kształcie motyla. Byłam pewna,że wyglądam jak idiotka. Chłopakom się bardziej poszczęściło. Czarne koszule, czarne spodnie, czarne buty... A muza tańca mówiła, że wyglądam ślicznie! Bogowie, za co?!
- Pani Terpsychoro?- szepnęłam.
- Słucham?- zapytała rozpromieniona.
- Może mi pani przypomnieć nazwę tańca?- zapytałam, tchórząc.
- Pasodoble- powiedziała. Zebrałam się na odwagę i powiedziałam.
- Ale ja nie umiem tańczyć.
- O to się nie martw kochana. Pomyślałam o tym. Cały stój jest zaklęty. Będziesz tańczyła jak zawodowa tancerka! Zresztą...-powiedziała, machając ręką na chłopców.- Moi mili, który z was lepiej tańczy?
Leo niepewnie uniósł rękę. - To zatańczysz z tą młodą damą, a ja z tym uroczym synem Posejdona- powiedziała uradowana muza. Siłą woli powstrzymałam się od westchnięcia. Kiedy syn Hefajstosa nieśmiało do mnie poszedł powiedziałam:
- Z góry przepraszam za twoje palce.
Roześmiał się cicho.
- O to się nie martw. Ja na prawdę umiem prowadzić kobiety- rzekł,puszczając do mnie perskie oko. Bogu dzięki, że się nie zarumieniałam.
- Pięć, sześć, siedem osiem!- wykrzyknęła Terpsychora. Znikąd pojawiła się muzyka. Moje ciało samo z siebie zaczęło się poruszać. W sumie nie jest tak źle, pomyślałam po którejś z kolei ósemce tanecznej. Leo na prawdę potrafił prowadzić. Chociaż przyznam, że niektóre sceny były... hm... krępujące? jakiś przykład? Proszę bardzo. Był ruch polegający na takim namiętnym głaskaniu twarzy partnera. To prawdziwy cud, że ja się tam nie ugotowałam żywcem! Pocieszał mnie fakt, że nawet taki Casanova jak Leo się zawstydził. Z tych emocji o mało by nie samozapłonął. Po trzech morderczych minutach nareszcie taniec się skończył. Dopiero wtedy zauważyłam, że otoczenie wokół nas się zmieniło. Nie staliśmy już na ruinach. Staliśmy w samym środku świątyni. Wokół nas były posągi, prawdopodobnie Apolla. Wszystko było wykonane ze śnieżnobiałego marmuru. Aż zaparło mi dech w piersi. Znikły też nasze taneczne ubrania. Tym razem mieliśmy na sobie stroje starożytnych Greków.
- Kiedy będziecie chcieli wrócić - powiedziała Klio, podchodząc do Diega. - Po prostu wylejcie na siebie tę wodę ziołową.
I zniknęła a wraz z nią Terpsychora, machając zalotnie do syna Posejdona. Zacisnęłam dłonie w pięści. To bogini, pomyślałam. Nie walcz z nią o względy chłopaka, jesteś córką Artemidy do cholery!
- Spodobałoby tu się Annabeth - powiedziałam na głoś, przerywając ciszę. Chłopcy zgodnie pokiwali głowami.
- Zwariuje, jak się dowie co się stało - powiedział Diego. Uśmiechnęłam się, ale nic nie powiedziałam. Rozglądając się po murach Świątyni dostrzegłam grawerunek. Podeszłam bliżej. Łuk skrzyżowany ze strzałą. Przecież to nie może być takie proste pomyślałam. Machinalnie przejechałam ręką po grawerunku. Rozbłysło złote światło. Po chwili w ręku trzymałam prawdziwą broń, Złoty Łuk i strzały zrobione z tego samego kruszcu. Spojrzałam zaskoczona na chłopaków. Oni również mieli zaskoczone miny.
- przecież Apollo nie jest tak ślepy, aby nie zauważyć czegoś tak oczywistego!- wybuchnęłam.
- Ta płyta mogła być zaklęta - powiedział uspokajająco Leo. - Aby pokazała to co w sobie skrywa pod dotykiem herosa.
Skinęłam głową. Jak na świat półbogów brzmiało to logicznie.
- No... To chyba mamy to, po co przyszliśmy - powiedziałam. Diego wylał na siebie trochę wody. Zaczął się delikatnie rozpływać w powietrzu. Podał mi naczynko, aby zniknąć zupełnie. Również wylałam na siebie trochę płynu. Wzrok zaczął mi się rozmazywać i szybko dałam Leo resztę. Zamknęłam na moment oczy, a gdy je znów otworzyłam zobaczyłam Diega i jakąś dziewczynę. Miała czarne, krótkie włosy i jaskrawoniebieskie oczy,a skórę usianą piegami. Ubrana była w spodnie kamuflujące, czarną koszulkę z Green Day'em, srebrną kurtkę, łuk i bransoletkę. Na czole miała również srebrny diadem,a oczy odwiedzone czarnym eyelinerem . Wydawało mi się, że kiedyś już ją spotkałam...
- Cześć Diana. Miło cię znów zobaczyć - powiedziała z uśmiechem.
- Kiedy będziecie chcieli wrócić - powiedziała Klio, podchodząc do Diega. - Po prostu wylejcie na siebie tę wodę ziołową.
I zniknęła a wraz z nią Terpsychora, machając zalotnie do syna Posejdona. Zacisnęłam dłonie w pięści. To bogini, pomyślałam. Nie walcz z nią o względy chłopaka, jesteś córką Artemidy do cholery!
- Spodobałoby tu się Annabeth - powiedziałam na głoś, przerywając ciszę. Chłopcy zgodnie pokiwali głowami.
- Zwariuje, jak się dowie co się stało - powiedział Diego. Uśmiechnęłam się, ale nic nie powiedziałam. Rozglądając się po murach Świątyni dostrzegłam grawerunek. Podeszłam bliżej. Łuk skrzyżowany ze strzałą. Przecież to nie może być takie proste pomyślałam. Machinalnie przejechałam ręką po grawerunku. Rozbłysło złote światło. Po chwili w ręku trzymałam prawdziwą broń, Złoty Łuk i strzały zrobione z tego samego kruszcu. Spojrzałam zaskoczona na chłopaków. Oni również mieli zaskoczone miny.
- przecież Apollo nie jest tak ślepy, aby nie zauważyć czegoś tak oczywistego!- wybuchnęłam.
- Ta płyta mogła być zaklęta - powiedział uspokajająco Leo. - Aby pokazała to co w sobie skrywa pod dotykiem herosa.
Skinęłam głową. Jak na świat półbogów brzmiało to logicznie.
- No... To chyba mamy to, po co przyszliśmy - powiedziałam. Diego wylał na siebie trochę wody. Zaczął się delikatnie rozpływać w powietrzu. Podał mi naczynko, aby zniknąć zupełnie. Również wylałam na siebie trochę płynu. Wzrok zaczął mi się rozmazywać i szybko dałam Leo resztę. Zamknęłam na moment oczy, a gdy je znów otworzyłam zobaczyłam Diega i jakąś dziewczynę. Miała czarne, krótkie włosy i jaskrawoniebieskie oczy,a skórę usianą piegami. Ubrana była w spodnie kamuflujące, czarną koszulkę z Green Day'em, srebrną kurtkę, łuk i bransoletkę. Na czole miała również srebrny diadem,a oczy odwiedzone czarnym eyelinerem . Wydawało mi się, że kiedyś już ją spotkałam...
- Cześć Diana. Miło cię znów zobaczyć - powiedziała z uśmiechem.
***
Sul sul! Jak Wam się dziś podobało?? :) Mam nadzieję,że bardzo ^^ Dedyk dla WAS WSZYSTKICH! KAŻDY NIECH POCZUJE SIĘ ZADEDYKOWANY< BO WIEM<ŻE SĄ LUDZIE CO CZYTAJĄ PO CICHU LECZ NIE KOMUJĄ XD
Sonia
Artemida, Artemida nareszcie Artemida ^^
OdpowiedzUsuńNasz tatko jest głupi :p
Muzy ^^
Rozdział taki fajny :D
Dianleo *-*
Xd
Paaa xd
Weny życzę :3
Rozdział cudowny! Love this tak bardzo! :P
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że zapominam wchodzić na bloggera. Ciągle siedzę na telefonie i tam jestem zalogowana cały czas. Ale wróciłam. Hura. c:
A więc, nie wiem, co mogłabym Ci napisać w komentarzu, bo mam (znowu) pustkę w głowie. Fajnie czytać jakiegoś bloga, bo ciągle się nudzę.
Życzę weny i powodzenia w rozwijaniu się!
:D
Jestem ciekawa co dalej.. Bo tak od razu znalezli ten łuk.. Troche za proste.. Ogólnie blog super i nieszablonowe pomysły.
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy!
*jeśli chodzi o błędy to sprawdzaj dokładniej prace, bo czasem masz jakieś literówki -> mówię ogólnie, nie tylko o tym rozdziale*
Weny etc. ❤
May.
Coraz bardziej ciekawie :3
OdpowiedzUsuńWydaję mi się, że trochę za szybko znaleźli ten łuk, no ale...
Jest supi dupi hiper fajnie XD
Weny życzę :*