- Daylight- powiedziałam, a raczej wyszeptałam. Mój głos brzmiał tak słabo, a samo używanie go kosztowało mnie wiele energii. Aż mi się w głowie zakręciło. Po chwili usłyszałam również głośny krzyk:
- Diana!
Uniosłam wzrok. W moim kierunku biegli Leo, Diego, Thalia i Candy. W duchu ucieszyłam się, że widzę ich wszystkich. Tak, nawet Candy. Wtedy na nich rzuciły się sępy.
- Nie!- krzyknęłam. Chciałam coś zrobić, jakoś im pomóc. Nie mogąc poruszyć rękoma, wyprostowałam gwałtowanie nogi. Sama byłam zaskoczona, że moja magia krwi zadziałała na sępy. Natychmiast rozbiły się o przeciwległą ścianę. Niestety, nie tylko ptaki. Wszyscy moi przyjaciele również. Oprócz jednej osoby. Diega. Podbiegł do mnie.
- Bogowie Diana! Wszystko w porządku?!- wykrzyknął, ujmując moją twarz w swoje dłonie.
- Można tak powiedzieć- wyszeptałam, uśmiechając się. Jego dotyk działał na mnie jak balsam. A jeszcze ten słodki gest... Gdybym nie miała przykutych rąk do tej cholernej skały... Chyba jakoś wyczuł o co mi chodzi bo powiedział:
- Nie wiesz gdzie jest klucz?
Lekko pokręciłam głową. Uśmiechnął się, co sprawiło, że temperatura mojego ciała podskoczyła o jakieś pięćdziesiąt stopni.
- Zaraz coś się zaradzi- powiedział. Podszedł do stołu i wrócił do głazu. Po chwili usłyszałam brzęk i poczułam,że moje ręce były wolne. Bardzo powoli wstałam, przykładając dłoń do wciąż krwawiącego brzucha. W tym momencie Daylight prychnął. Odwróciłam się zaskoczona. Diego parzył na mnie nic nie rozumiejącym wzrokiem. Wzruszyłam ramionami.
- Trzeba sprawdzić, czy nic im nie jest- powiedziałam, przypominając sobie o moich zemdlonych przyjaciołach. Miałam nadzieję, że tylko zemdleli, a nie, że coś gorszego im się stało. Chciałam do nich podejść, ale syn Posejdona powstrzymał mnie. Złapał moją rękę i przyciągnął do siebie. Moje serce zaczęło bić coraz szybciej. Ujął moją twarz w dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Nie martw się. Poradzą sobie - wyszeptał, uśmiechając się. Kiedy mówił czułam jego oddech na swojej twarzy. Nie było sensu powstrzymywać rumieńców. Wtedy zauważyłam, że uśmiech zaczął powoli znikać z jego twarzy. Nachylił się w moją stronę i zamknął oczy. Na sekundę przed zorientowałam się, co Diego chce zrobić. Zamknęłam oczy. Nie musiałam czekać długo. Jego usta zetknęły się z moimi. Delikatnie odwzajemniłam pocałunek. Bardzo powoli zaczął wplatać swoją dłoń w moje włosy. Ja przełożyłam swoją na jego szyję. Po paru minutach, może nawet godzinach (nie wiem, nie obchodziło mnie to) wreszcie się od siebie oderwaliśmy. Byłam cała czerwona na twarzy, doskonale o tym wiedziałam. Uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Kocham cię Diano - powiedział Diego, nadal trzymając mnie za rękę, ale kiedy to mówił słyszałam w jego głosie ból. Podniosłam na niego wzrok. Coś w jego oczach się zmieniło. Jeszcze przed chwilą była w nich miłość i czułość, a teraz... Wściekłość. Pociągnął mnie za ręką, przewracając plecami na ziemię. Byłam w takim szoku, że aż nie wiedziałam co powiedzieć. Zapomniałam jak się wykonuje ruchy. Co się tu dzieje? W moich oczach zaczęły się pojawiać łzy. Nic nie rozumiałam. Wtedy w mojej głowie zabrzmiał głos Rachel. " A przyjaciel co ze wszystkich miał być najlepszym, wrogiem się stanie, chcąc uczynić świat lepszym"... Nie... Nie! Nie Diego! Każdy byle nie on! W ręku syna Posejdona zarobaczyłam puginał, który wcześniej leżał na stole. Uniósł go nad głową.
- Przepraszam - powiedział i opuścił go na mnie. Usłyszałam krzyk, a po chwili zobaczyłam Candy. Osłoniła mnie własny ciałem. Diego natychmiast wyjął z niej sztylet. Dziewczyna upadła na mnie. Miała przebity brzuch.
- Candy!- wykrzyknęłam. Podniosłam jej głowę. Łowczyni zaczęła powoli blednąć, ale jej oczy były rozświetlone. Ku mojemu zaskoczeniu lekko się uśmiechała.
- Wiedziałam - wyszeptała. - Wiedziałam, że mężczyznom nie wolno ufać.
- Miałaś rację- odparłam. Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam płakać.
- Skop mu tyłek pani - powiedziała cicho blondynka. Skinęłam głową i powoli wstałam. Nie chciałam tego robić. Nie chciałam z nim walczyć, ale musiałam. Nadal płacząc powiedziałam w kierunku Diega.
- Kochałam cię. Myślałam, że można ci ufać... Ale nie widzę innego wyjścia- rzekłam. Syn Posejdona uśmiechnął się ironicznie.
- Skoro tak mówisz- odparł, wycierając usta. O nie, pomyślałam. TO mu nie ujdzie płazem. Równocześnie zaatakowaliśmy. Diego zamachnął się na mnie mieczem, celując w moją pierś, a ja w tym samym momencie użyłam swojej magii krwi. Wynik był taki, że zdołał zranić mi rękę, ale zastygł w pozycji pochylonej.
- I co teraz Diano?- zapytał, jakimś cudem się uśmiechając. - Nie jesteś prawdziwą łowczynią. Nie potrafisz zabijać.
Miał rację. Czułam przepływ jego krwi. Był w mojej mocy, mogłam go zabić. Ale tego nie zrobiłam. Nie potrafiłam. Podeszłam do niego i... Z całej siły przywaliłam mu w twarz. Rozległ się chrupot. "Jeśli źle wyprowadzisz cios, możesz sobie złamać nadgarstek." zabrzmiał mi w głowie głos Lea.
- Cholera jasna!- wyrwało mi się. Złapałam się za złamaną rękę, jednocześnie uwalniając Diega. Puginałem rozciął mi udo. W odpowiedzi znów użyłam swojej magii krwi, Złamaną rękę przycisnęłam do piersi. Uderzyłam synem Posejdona o głaz, do którego byłam przykuta. Myśląc, że zemdlał odwróciłam się, chcąc podbiec do Candy, ale wtedy on złapał mnie za ręce. Wykręcił mi je do tyłu, sprawiając, że wygięłam plecy. Moja głowa była tuż przy jego ustach.
- Nie chciałem tego - wyszeptał. - Myślałem, że mi jakoś pomożesz.
- W zabiciu mnie? Chyba zwariowałeś- odparłam, próbując się wyszarpać, ale miał silny uścisk, a poza tym złamana ręka tak mnie bolała... Z przerażeniem poczułam, że zaczyna jeździć mi płazem puginału po plecach.
- Na prawdę tego nie chciałem, ale... Musisz zginąć - powiedział i bardzo powoli zaczął mi wbijać sztylet w plecy w akompaniamencie moich wrzasków. Wtedy usłyszałam nagły świst,a potem dźwięk palonej tkaniny. Diego mnie puścił, a ja bezwładnie opadłam na ziemię. Zanim zemdlałam usłyszałam jeszcze jego głos:
- Pamiętaj, jakbyś czegoś potrzebowała, wiesz gdzie mnie znaleźć.
***
Doprawdy, nie wiem jak mam Was za to przeprosić. Zabijecie mnie za to, wiem, ale planowałam to od początku... Dedyk dla wszystkich Herosów bądź Legionistów czytających mój blog... A co tam , pisząc to piłam herbatkę z szatanem XD
Sonia